Dużą część kultury psychodelicznej, oprócz samej podróży, stanowi historia jej wykorzystania - szczególnie w przypadku naturalnych psychodelików, takich jak psylocybina (z grzybów magicznych)ayahuasca lub DMT. Kolory, kształty i uczucie euforii przybliżają cię do Ziemi. oraz do tworzenia. Duchowość, która sprawia wrażenie starożytnej i emanuje z głębi duszy.
Ruch psychodeliczny
W latach 60. rozpoczął się współczesny ruch psychodeliczny. Dzieci osób, które przeżyły drugą wojnę światową, rzuciły się w wir kolorowego świata substancji zmieniających umysł. Byli rozczarowani szarym, zindustrializowanym otoczeniem powojennego świata. Tęskniły za czymś, co postrzegały jako bardziej niewinne, za powrotem do natury. Ponadto prawdopodobnie po prostu naprawdę lubił być na haju, maaan.
Poszukiwanie magicznego grzyba...
Ta psychodeliczna fala (przynajmniej od strony chemicznej) zostało wywołane przez kilka wydarzeń. Przede wszystkim synteza LSD przez chemika Alberta Hoffmana w 1943 r., a także jeden kultowy już artykuł w czasopiśmie. W 1957 r. Życie magazyn opublikował artykuł, z którego wywodzi się niemal cały kult magicznych grzybów na Zachodzie. Pełny tytuł brzmiał
"Poszukiwanie magicznego grzyba: Nowojorski bankier wyjeżdża w góry Meksyku, by wziąć udział w odwiecznych rytuałach Indian, którzy żując dziwne narośle, wywołują wizje."
Artykuł napisany przez R. Gordona Wassona, (bankier, o którym mowa) na którym on, jego żona i inni z dziennikarskiego grona uczestniczyli w boskiej ceremonii grzybobrania. Ceremonia została przeprowadzona przez curandera znana jako Eva Mendez (później zidentyfikowany jako Maria Sabina). W tej historii Wasson podkreślił 'starożytność' rytuału. Zastanawiał się, czy to właśnie z tych psychodelicznych grzybów wywodzi się cały spirytualizm. Stwierdził
"(...) można ośmielić się aż do pytania, czy nie zaszczepili oni w człowieku pierwotnym samej idei Boga".
Dekadę później, w 1967 roku, miało miejsce "Lato miłości", podczas którego nawet 100 000 osób znalazło "Boga" w San Francisco. Z artykułu Wassona wyrosła znaczna część narracji o spirytualizmie, starożytnych obrzędach, związku z naturą i odrzuceniu zachodniego społeczeństwa. Odtąd była to legenda o naturalnych psychodelikach. Od Majów, przez Azteków, aż po szamanów z Syberii - historia spożywania i czczenia grzybów psychodelicznych została utkana z artefaktów, mitów i legend. (być może nieobiektywne) eksploracji przez ludzi Zachodu.
Tajemne, duchowe praktyki
W 1971 roku, gdy psychodeliki zostały zdelegalizowane na mocy Konwencji o substancjach psychotropowych, nadal ich używano. Zostało ono jednak zepchnięte do podziemia. W tym sensie aura "inności", którą psychodeliki już posiadały - tajne, duchowe praktyki - dobrze współgrała z ich zakazanym statusem i dla niektórych równoważyła ryzyko. Mogą to być nielegalne ale są one częścią starożytnej wiedzy, której współczesny świat nie rozumie, itd. Dlatego wielu ludziom udało się czerpać radość i rozwój z doświadczeń psychodelicznych.
Ale ostatnio ta romantyczna historia została zakwestionowana jako taka właśnie. Mianowicie jest to romantyczna i mocno przesadzona wersja prawdy. Czy to możliwe, że ceremonie ayahuasca są tak powszechne tylko dlatego, że turyści płacą za nie grube pieniądze? Czy to możliwe, że zachodnie dążenie do egzotyzacji innych kultur sprawiło, że wzięto coś i rozdmuchano? Czy po prostu wszyscy uwielbiamy opowieści o tajemnicach, magii i... grzybach?
Podważanie mitów
Niedawno Vice artykuł poddawał w wątpliwość właśnie to. Przedstawiono w nim badania austriackiego antropologa Bernda Brabaca de Mori z 2011 roku, które są jednym z niewielu źródeł podważających mitologię psychodelików i szamanizmu. Brabac de Mori spędził 6 lat w Amazonii. W tym czasie napisał pracę magisterską i doktoryzował się, opierając się na rdzennej muzyce i rytuałach. Ożenił się również z kobietą z plemienia Shipibo, miał dzieci i stał się częścią społeczności. Dzięki temu zdobył rzadką i autentyczną wiedzę o otaczającej go kulturze. Przyjechał, jak typowy turysta, wierząc, że ayahuasca była używana przez rdzennych mieszkańców do 'tysiąclecia'. Że jest starożytna i że jest całkowicie wpleciona w tkankę ich historii. Dość szybko przekonał się, że tak nie jest.
Opowieści dla turystów
Brabec de Mori zdał sobie sprawę, że historie, które opowiadano mu jako przybyszowi z zewnątrz, niekoniecznie były prawdą. Była to raczej narracja, w którą wierzyli Shipibo, że turyści poszukiwany do usłyszenia. W rzeczywistości większość ludzi Shipobo-Konibo wymienia plemiona Kukama jako te, które posiadają początki naparu ayahuasca. Byli oni pierwszymi z amazońskich plemion, które zostały schrystianizowane przez hiszpański podbój. I, zamiast tysiącleci temu, było to 500 lat temu. Brabec de Mori odkrył, że może prześledzić rozprzestrzenianie się ayahuasca w całej Amazonii, patrząc na trasy podróży hiszpańskich misjonarzy.
Starożytne rytuały we współczesnym języku?
Ponadto pieśni rytualne o ayahuasce, które Brabec de Mori zaczął badać, stały się dla niego wskazówkami w rozwikłaniu legendy. Chociaż plemiona amazońskie posługują się wieloma językami tubylczymi i mają wiele różnych rytuałów i pieśni, wszystkie słowa, zwroty i pieśni związane z ayahuascą są do siebie bardzo podobne. Prawie zawsze śpiewa się je po hiszpańsku lub w języku Quechua. Żaden z tych języków nie pochodzi z Amazonii. W rzeczywistości niektórzy rdzenni mieszkańcy tego regionu pamiętają, że ayahuasca pojawiła się dopiero w ciągu ostatnich 25-50 lat. W wyniku swoich badań Brabec de Mori twierdzi, że ayahuasca i jej rytuały rozpowszechniły się w Amazonii prawdopodobnie około 300 lat temu - zdecydowanie NIE jest to starożytność!
Istnieją również różne inne badania, które potwierdzają ten pomysł. Szczególnie jedno z nich, autorstwa Martina Fortiera, doktora, który w ramach projektu Używanie halucynogenów na przestrzeni dziejów i w różnych kulturach". miało być najambitniejszym przedsięwzięciem tego rodzaju, jakie kiedykolwiek podjęto. Jego celem było zbadanie ponad 1000 różnych kultur. Niestety Fortier zmarł, zanim zdążył ukończyć swoje badania - przed śmiercią opublikował jednak swoje dotychczasowe wyniki. Odkrył, że w epokach prekolumbijskich (czyli przed 1492 r.) Używanie psychodelików było ograniczone do Ameryki Południowej i Mezoameryki. Nawet w tych regionach było ono ograniczone do około 5% ludności rdzennej. Fortier przyznał, że jest to zbyt hojne oszacowanie - prawdopodobnie mniej niż 1% ludności świata używało psychodelików w tym czasie.
Czy to wszystko to tylko psychodeliczna bajka?
Cóż, w tej kwestii ława przysięgłych jeszcze się nie wypowiedziała. Wielu antropologów, historyków i badaczy nadal utrzymuje, że starożytna sztuka, pisma i przedmioty przedstawiające grzyby psylocybinowe i inne psychodeliki są wystarczającym dowodem. Z pewnością istnieje wiele dowód także po tej stronie.
Wdzięczni za mitologię
Niezależnie jednak od tego, czy kultury te czciły shrooms przez tysiąclecia, czy też Zachód dopiero co wymarzył sobie szamanów jako swego rodzaju psychodelicznych terapeutów - nie da się zaprzeczyć leczniczym możliwościom samych substancji. Nawet jeśli historia psychodelików w starożytnych kulturach okaże się zlepkiem faktów, folkloru, plotek, kłamstw i snów, to umożliwiła ona nowe sposoby leczenia wielu dolegliwości. Metody te być może nigdy nie zostałyby wzięte pod uwagę, gdyby legendy o leczniczych grzybach i roślinach nie rozprzestrzeniły się po całym świecie. A jeśli podczas następnej wyprawy będziesz miał ochotę przywołać swojego wewnętrznego szamana.... - do dzieła!
A więc starożytne kultury używające psychodelików - fakt czy fantazja? Daj nam znać w komentarzach, co o tym myślisz!